Uniwersytet w uścisku pseudonauki i wolności słowa
Dziś nie o płynach, ale o nauce i uniwersytecie. To moje przemyślenia na temat pseudonauki na uniwersytetach, które zbierały się już od pięciu lat. Jest to też mój komentarz dotyczący tego, co dzieje się wokół "uwalniania" nauki i ogólnie pseudonauki obecnej na uniwersytecie...
Uniwersytet w uścisku pseudonauki i "wolności słowa"
Od pięciu lat pracuję na uczelni i jako osoba zafascynowana nauką ze zgrozą patrzę na to, co dzieje się wokół nas. Profesorowie, doktorzy, magistrzy i inni pracownicy uniwersytetu, którzy z założenia powinni wierzyć nauce i innym naukowcom, wyrażają swoje skrajne poglądy będące w sprzeczności z nauką. Antyszczepionkowcy, denialiści klimatyczni, krytycy LGBT czy osoby nazywające Unie Europejską „IV Rzeszą” to tylko niektóre z przykładów osób pracujących na uczelniach, które poznałem. No i nie zrozumcie mnie źle, można nie lubić Unii Europejskiej czy lewaków, ale sposób wypowiadania się na ten temat powinien być merytoryczny a nie przepełniony nienawiścią.
Praca na uczelni to odpowiedzialność za przyszłe pokolenia. Studenci przychodząc kształcić się na studia wyższe są coraz bardziej świadomi świata, ale nadal duża część ich poglądów kształtuje się i dojrzewa właśnie tutaj w trakcie studiów. Akademicy pseudonaukowcy podkopują nasz autorytet, jako naukowców i wykładowców. Jak bowiem wierzyć naukowcom, którzy nie wierzą innym naukowcom i ich badaniom? Jak mieć pewność, co do aktualności i jakości wiedzy przekazywanej przez profesora, jeżeli ten profesor neguje ocieplenie klimatu?
Sam pamiętam rozmowę sprzed kilku lat, gdy na zebraniu katedry trzech profesorów – w tym jeden tytularny- rozmawiało o tym jak Unia i światowe media kłamią na temat ocieplenia klimatu. Jaki mieli argument? Pozwolę sobie sparafrazować wypowiedź najbardziej utytułowanego z nich:
Mój szwagier (SIC!) mówił, że oglądał film w telewizji, w którym nurkowano pod lodowiec i pokazywano, jaka jest prawdziwa grubość pokrywy lodowej. Była ogromna. To pokazuje jak nas okłamują, że czapa lodowa się zmniejsza przez ocieplenie klimatu…
Pozostała dwójka przyklasnęła temu potakując głowami, a mi do dzisiaj jest wstyd, że nie wstałem i nie wypowiedziałem się na temat wiarygodności tego argumentu i obecnego stanu nauki. Byłem magistrem, bałem się odezwać, żeby nie naruszyć swojej pozycji na uniwersytecie (do czego pewnie dojdzie po opublikowaniu tekstu).
Naukowcy i wykładowcy powinni stać na straży rzetelności, wiarygodności i świecić przykładem dyskusji naukowej, merytorycznych argumentów oraz wiary w prace naukową. Jednak moje doświadczenia pokazują, że w wielu przypadkach jest inaczej. Czy w takim razie powinna dziwić Nas rosnąca (moim zdaniem) popularność teorii stojących w sprzeczności z nauką i badaniami? Czy mogę złościć się na kolegę pracującego na stanowisku technicznym na to, że jest antyszczepionkowcem, jeżeli profesor pracujący kilka gabinetów dalej mówi, że LGBT jest szkodliwą modą, która przyszła z zachodu?
Moim zdaniem nie. Dlatego dziś mam odwagę powiedzieć profesorowi, że nie ma racji, bo udowodniły to badania i jeżeli będzie chciał prześlę mu link do wiarygodnych źródeł. Czasami skutkuje to kłótnią innym razem uszczypliwym komentarzem. Próbuje uświadamiać studentów, na ile to pozwala na to czas, w temacie wiarygodności źródeł. Dlatego cieszy mnie każda wiadomość o zawieszeniu lub ukaraniu profesora czy profesorki (problem dotyczy również młodych pracowników nauki) z powodu głoszonych przez nią teorii i w przerażenie wprowadza projekt ustawy o wolności słowa na uczelni, która pozwoli na mówienie bredni bez żadnych konsekwencji.
Naukowiec ma bowiem wolność słowa i wyraża się ona przez badania i artykuły naukowe. Nie trzeba jej nadawać i martwić się nią, ponieważ broni się sama merytorycznymi argumentami i powtarzalnymi wynikami eksperymentu. Ma to nawet swoją nazwę… metoda naukowa. Ona broni się sam i nie potrzebuje żadnych dodatkowych ustaw. I dotyczy to wszystkich nauk. Humanistycznych, inżynieryjno-technicznych, medycznych, rolniczych, społecznych, ścisłych i przyrodniczych, poświęconych sztuce. I dziwnym trafem tylko nauki teologiczne wymykają się tej metodzie.
Komentarze
Prześlij komentarz